Już wczoraj wiedzieliśmy, że na dzisiejsze spotkanie nie stawi Romek (muszę mu wymyślić jakąś ksywkę ;) oraz Kiedziol. Ten ostatni jest kierownikiem drużyny w inowrocławskich rozgrywkach więc jako osoba odpowiedzialna zapewnił, że "ludzie" będą.
Plan był, że rozegramy zawody w sześcioosobowym składzie, ale żeby było weselej wkręcałem Rafisa, że będzie nas czterech. Żebym miał takie szczęście w totolotku jak w ściąganiu na siebie kłopotów, to bym był jednym z najbogatszych ludzi w tym kraju. Do samego gwizdka sędziego zerkaliśmy na drzwi czy Struna i Wiki dojadą. Nie dojechali, tak więc czekało nas długie 30 minut w składzie Lampi (w końcu sponsor to niech będzie jako pierwszy ;)), Pyndzia, Rafis i Gruby (tzn. ja Ojciec Dyktator itp. :)). Belfrzy, choć było ich chyba dziesięciu, podjęli decyzję, że zagrają trzema zawodnikami w polu. Z naszego punktu widzenia był to bardzo przyjacielski gest, który pozwalał myśleć, że wytrzymamy trochę dłużej niż kilka minut. Chłopaki w zielonych strojach jeszcze nie dogadali się jak kto ma grać a tymczasem mroczne elfy od razu rzuciły się im do gardeł. Po ładnej akcji Pyndzia zagrywa do Lampiego i GOOOOOOOOOOOOOOOOOLLLLLLLLLLLLLLLLL!!! To był szok. Jednak przed nami był jeszcze praktycznie cały mecz a nasi rywale mieli na ławce aż sześciu rezerwowych i możliwość w każdej chwili wprowadzenia czwartego gracze w pole, z tego ostatniego wariantu nie skorzystali w dniu dzisiejszym w ogóle. Ponieważ chłopaki pracowali bardzo mocno w defensywie miałem obawy, czy wytrzymamy do końca. Pierwszą taką wymierną korzyścią była, na szczęście chwilowa, kontuzja bramkarza rywali, który brał aktywny udział w akcjach ofensywnych swojej ekipy. Co prawda na ławce spędził tylko kilka minut, ale to wystarczyło, aby Rafis, tym razem to moim podaniu, zapakował piłkę do siatki i mamy wynik 2:0!!! Takiego przebiegu spotkania to się chyba nikt nie spodziewał, a już z całą pewnością nie ja. Oczywiście po chwili mieliśmy swoje dwie, trzy minuty rozkojarzenia i skończyło się dwoma setkami dla Belfrów. Na nasze szczęście wykorzystali tylko jedną, ale i tak zrobiło się gorąco. Szczerze mówiąc byłem pewny, że teraz to już nas rozniosą. Minuty płynęły jedna za drugą a dzięki ciężkiej harówie mrocznych elfów, tych grający w polu oczywiście, ja nie miałem wiele pracy. W końcu od czegoś mam tę ksywkę Ojciec Dyktator, widział kto, że dyktator pracował, przecież ma od tego ludzi ;). Na przerwę schodziliśmy w dobrych nastrojach, ale byliśmy skoncentrowani. Przewagę jednej bramki można stracić w dosłownie kilka sekund. Początek drugiej połowy był podobny do końcu pierwszej, czyli Belfer próbował ataku pozycyjnego, my się skutecznie broniliśmy, a kiedy tylko nadarzyła się okazja "kradliśmy" każdą sekundę. Ponieważ zamiast standardowo 8, było tylko 6 graczy w polu nawet moje podania od czasu do czasu trafiały do adresata, choć kilka razy zdarzyło mi się nie po celować nawet w boisko ;). Ostatnie 8-9 minut to było już jednak oblężenie naszej bramki. Belfrzy założyli sobie zamek hokejowy w naszym polu karnym. Wydawało się, że wyrównania to kwestia czasu. A tu, ni z gruchy ni z pietruchy kapitalna kontra i ponownie Pyndzia do Lampiego i mamy 3:1!. Wcześniej mieliśmy jeszcze jedną okazję, ale po strzale z niemal zerowego kąta piłka odbiła się od poprzeczki. Do końca pozostało jakieś 3-4 minuty, gracze w zielonych strojach postawili wszystko na jedną kartę i wycofali bramkarza, cały czas jak już wcześniej wspominałem nie skorzystali z możliwości wpuszczenia piątego gracza. Jak się okazało niemal heroiczna postawa moich obrońców zakończyła się podaniem Rafisa do Lampiego, który ustrzelił hat-tricka. Była t ostatnia akcja w tym spotkaniu. Tak więc wyniku kilku przypadków losowych oraz zachowaniu Fair Play drużyny Belfra mroczne elfy zgarniają pełną pulę :).
Bramki: Lampi 3, Rafis 2 (asysty Pyndzia 2, Rafis i ja po jednej).
Mniej Drowów- mniejszy chaos na boisku, to sprawdzona już prawda :) Gratulacje dla zwycięzców i szacun dla Belfrów. Pzdr Adel
OdpowiedzUsuń