Wczoraj gracze ze Strzelna mogli sobie poćwiczyć wykańczanie akcji. Już przed spotkaniem naszym jedynym celem było, jakkolwiek źle to zabrzmi, odbębnić mecz. Przyczyna takiego podejścia była bardzo prosta, absencja aż czterech graczy, którzy w tym sezonie regularnie grali. Za to ci, którzy mieli mniej minut na parkiecie, zagrali niemal całe spotkanie, niekoniecznie z własnej woli ;).
Wypadli nam Kaniol, Kituch, Kiedziol i Lampi. O ile trzech z nich mam nadzieję, że będzie już zdolna do gry za tydzień, to z Kituchem jest dużo gorzej i nie wiem kiedy wróci na boisko. Chory był także Adel, ale mimo wszystko przyszedł na mecz i pewnie teraz za to zapłaci ;). Wszystkim życzę jak najszybszego powrotu do zdrowia. A co do wczorajszego spotkania to wynik 0:0 utrzymał się przez 3 minuty z haczykiem, a później Strzelno się rozkręcało. Do przerwy schodziliśmy z bagażem sześciu bramek, a najgorsze było jeszcze przed nami. 12 bramek w 15 minut i stracone w sumie 18 goli, to więcej niż w poprzednich sześciu kolejkach razem wziętych. Dawno już tak nie "oberwaliśmy", przypominają się czasy z pierwszych edycji KLPH, aż łezka kręci się w oku na wspomnienie pomeczowych "analiz", które czasem trwały do rana, ale cóż już te czasy i wiele się zmieniło. Nie zmieniło się tylko nasze podejście i atmosfera w szatni, gdyby ktoś wszedł do nas i nie znał wyniku to nikt by nie zgadł, że właśnie zostaliśmy rozgromieni, ale takie są Drowy :) Przy okazji to co Tobiasz wyrabiał na boisku z piłką to czapki z głów, momentami nie wiedziałem czy stoję czy już leżę. Tak czy inaczej dostali od nas prezent na Mikołaja ;).Na koniec dodam, że honorowego gola zdobył Rafis :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz