W sobotę, czyli wczoraj odbyła się już 13 kolejka KLPH oraz jeden mecz zaległy pomiędzy Pacio i Racicami. Oczywiście reprezentacja DROWÓW była na hali od samego początku do końca. Najbardziej zadowoleni są pakoszczanie, którzy zgarnęli 6 punktów z bilansem bramek 18-1. Najpierw w spotkaniu zaległym o 15.30 wręcz zdemolowali Racice 12-0 a następnie o 16.35 rozpoczęli punktowanie NKI strzelając po 3 gole w każdej połówce. Racice z kolei po demolce o godz. 17.00 rozegrali bardzo dobry mecz, na który zmienili rozstawienie na boisku i lekko się wzmocnili co sprawiło, że stawili zaciekły opór metalowym. Na ich nieszczęście Metal Dom to rywal z najwyższej półki i do tego ma Boczka, który nie dość, że broni kapitalnie to jeszcze strzela sporo bramek. W tym konkretnym przypadku zdobył jedną, która otworzyła wynik i nieco ustawiła mecz. Końcowy rezultat na 2:0 dla metalowych ustalił już w drugiej połowie Adam Rychłowski. Ta bramka sprawiła, że Racice (2 mecze, 0 pkt, bramki 0-14) mają weekend jeszcze gorszy niż DROWY. Pomiędzy powyższymi wydarzeniami bo o godz. 16.00 odbyło się spotkanie SP Japaks z ECS Inowrocław. Paliwowi, którzy pierwsi weszli w mecz prowadzili już 2:0 i wtedy zdarzyło się coś niesamowitego. Przy próbie przyjęcia piłki jeden z inowrocławskich graczy nabił sobie piłkę na rękę, trzech zawodników paliwowych stanęło jak wrytych, sędzia jednak nie odgwizdał rzutu wolnego i wykorzystując zamieszanie Patryk Walczak zdobył kontaktowego gola. Do przerwy 2:1 dla kruszwiczan, którzy jednak nie otrząsnęli się po tym szoku i pozwolili wbić sobie jeszcze drugiego gola, który ustalił wynik spotkania na 2:2. Około 17.45 Gocanówko rozpoczęło swój mecz z Pierwszym Tłoczeniem. Kruszwiczanie przystąpili do tego spotkania w okrojonym składzie. Brak największych nerwusów był z trybun bardzo odczuwalny. Gocanówko w pierwszych 15 dało sobie wbić tylko jednego gola i grało naprawdę dobrze. Tłoczeniowi się bardzo męczyli, mieli proste straty, ale ponieważ nikt nikogo nie wyzywał więc najtrudniejsze chwile udało im się przetrzymać. W drugiej połowie do zwycięstwa tłoczeniowych poprowadził Łukasz Bondas, który harował na całym boisku i był motorem napędowym swojej ekipy. Dla mnie gracz meczu. Z kolei spotkaniem soboty był mecz Szarlej ze Strzelnem. Zwroty sytuacji na boisku i tablicy wyników jak w filmach Hitchcocka. Ostatecznie, w spotkaniu przyjezdnych wygrali ci ze Strzelna 7:5 choć do przerwy przegrywali 3:4. Drugiej połowy nie widziałem dokładnie ponieważ szykowałem się do swojego meczu, ale musiało się dużo dziać. Już w pierwszych 15 min Pepis strzelił dwa gole, sprawiedliwie, raz do jednej raz do drugiej bramki ;) Także meczyk palce lizać :). No, dojechałem do 18.55 i meczu mrocznych elfów z RPC BEBO. Patrząc na wynik 2:11 była to jedna z najwyższych, jeśli nie najwyższa nasza porażka z kruszwiczanami, ale wcale nie było tak beznadziejnie. Zaczęli fajnie, dopóki Lampi nie stwierdził, że już za długo jest 0:0 i nie asystował przy golu na 0:1. Później Bebo się trochę rozpędziło i wbiło nam jeszcze trzy bramki. Kiedy już w myślach liczyłem ile razy jeszcze będę wyciągał piłkę z siatki stało się coś dziwnego. Bowiem ostatnie minuty pierwszej połowy należały do nas. Duet Krzysztof Śliwczyński - Kamil Górny dał nam nadzieję na dobry rezultat. Chłopaki zdobyli po jednym golu i było już 2:4. Strzeliliśmy jeszcze jedną bramkę, ale niestety około 1 sekundę za późno i sędziowie jej nie uznali. Drugą połowę rozpoczęliśmy z animuszem. To znaczy ruszyliśmy do huraganowych ataków. Były tak "huraganowe", że często piłka nie nadążała za zawodnikami, tzn. zostawała albo pod nogą, albo podanie było za plecy, albo przeleciała tuż obok itd. Wynikiem tej ultraofensywnej gry były dwa gole, ale jak łatwo było przewidzieć nie dla nas ;). Przy stanie 2:6 postanowiłem wziąć się również za ofensywę, w końcu nie było już czego bronić. Straciliśmy kolejne 5 bramek, ale najgorsze jest to, że nie udało nam się zdobyć trzeciego gola. Miałem swoje dwie okazje, ale za każdym razem obrońca zdążył blokować moje strzały :(. No nic następnym razem się uda :).
Z kolei w inowrocławskiej lidze graliśmy dziś z Polprintem. O 8.35 w niedzielę, toż to jeszcze noc ;). Choć mieliśmy wszystko ugadane przed meczem (oni trzy punkty, ale muszą grać na naszym turnieju ;), taki żarcik :P). Tak czy siak, był mecz walki. Klarownych sytuacji z obu stron było jak na lekarstwo. Ba, my mieliśmy ich więcej i zdecydowanie lepsze, ale oni swoje wykorzystali :(. Wszystkie trzy bramki to prezenty od nas. Najpierw piłka odbiła się jak bilardzie od dwóch obrońców i wpadła wprost pod nogi Tomka Dudka, którego nazywam "Katem" bo z zimną krwią wykonuje egzekucje ;) i było 0:1. Pare minut później Kiedziol zagrał kapitalną piłkę Szymonowi Jagielskiemu, który debiutował w tym spotkaniu w barwach drukarzy, i było 0:2. Trzeci gol to najpierw moje złe podanie, prosto do Sławka Dudka, który zagrał do swojego kolegi z drużyny o tym samym nazwisku. Kat oczywiście zdobył gola i przy okazji zaliczył podwójny kanał :/. W drugiej połowie mieliśmy co najmniej trzy bardzo dobre okazje do zdobycia chociaż honorowej bramki, ale się nie udało. Nie ma co się załamywać, już za tydzień o 19.15 gramy z Piekusiem i wtedy może coś wpadnie również dla nas :)
Tomek Dudek nie jest bratem Sławka {tak na marginesie} pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA, to przepraszam :)
Usuń