sobota, 22 lutego 2014

DROWY - GOCANÓWKO 5:5

W ramach 17 kolejki X edycji KLPH Drowy zmierzyły się z Gocanówkiem. W pierwszej rundzie ulegliśmy 1:3 i rewanż miał należeć do nas. Plan był prosty, wygrać wysoko z Gocanówkiem i do końca sezonu urwać jeszcze komuś jeden bądź dwa punkty w przypadku gorszego bilansu bramkowego w bezpośrednich spotkaniach. Tyle przed meczowej teorii.
Zdawaliśmy sobie sprawę, że choć ostatnie mecze DROWÓW były bardzo dobre, pomimo porażki z Racicami zagraliśmy dobry mecz a w niedziele zwycięstwo z Sokołem było rewelacyjne :D, to w dzisiejszym starciu z nie byliśmy faworytami. Z jednej strony mieliśmy trochę szczęścia:
1. Gocanówko przyjechało w sześciu i dodatkowo grało o 15.30 mecz zaległy z Racicami więc powinni być zmęczeni;
2. na mecz przyjechał Kiedziol, który jest dla nas poważnym wzmocnieniem, 
ale z drugiej trochę nieszczęść:
1. nas przyjechało też tylko sześciu w dodatku bez naszego asa Kitucha :(
2. sędzia skrócił nam rozgrzewkę do 30-40 sekund i nie zdążyliśmy się dobrze rozgrzać;
3. pękły mi spodnie a nie miałem drugich i się tym trochę stresowałem ;)

Początek meczu pokazał jak ważną rzeczą jest dobrze wejść w mecz. potrzebowałem około 90 sekund żeby kapitalnie zagrać do Łukasza Krzemińskiego, który strzelił na pustą bramkę po raz pierwszy. Po kilkudziesięciu sekundach, kolejny błąd przy rozgrywaniu piłki i było 0:2. Masakra. Próbowaliśmy coś zrobić, ale nic nam nie wychodziło a jak już stworzyliśmy sobie jakąś sytuację to nasi rywale zdołali się obronić. W końcu stała się rzecz dziwna. Wrzuciłem piłkę z połowy boiska w pole karne Gocanówka, tam Lampart trochę potańczył ;) i piłka wpadła do siatki zdezorientowanego przeciwnika. Nasza radość nie trwała długo. Gocanówko grało praktycznie cały mecz to samo, czyli "dzida" na Krzemińskiego i on załatwi resztę. No, cóż taktyka prosta, ale dla nas zabójcza. Przy próbie zatrzymania Łukasza ratowałem się wślizgiem poza polem karnym i skończyło się kolejną minutową karą. Niestety gra w osłabieniu kosztowała nas stratę trzeciej bramki. Wydaje mi się, że tak naprawdę zaczęliśmy trybić dopiero od tego momentu. Na około 2 minuty przed przerwą Kiedziol zdobywa bramkę kontaktową. Ciśniemy przeciwnika, co chwilę zamieszanie w jego polu karnym i rzuty rożne dla nas. Na niecałą minutę przed syreną kończącą pierwsze 15 minut wykonujemy rzut rożny. Dostaję piłkę przed polem karnym i oddaję strzał. Niestety piłka ląduje na głowie jednego z "wieżowców" ;) Gocanówka i mamy kontrę. Na szczęście Maniek został w naszej bramce i zatrzymuje piłkę. Niestety podjął złą decyzję i zamiast wybić ją na aut próbuje przedryblować Krzemińskiego. No cóż gdyby mu się udało to kto wie, ale zamiast tego mamy wynik 2:4 do przerwy a zdobywcą czwartego gola dla Gocanówka jest Jacek Gołdyn. Hat trick klasyczny Łukasza Krzemińskiego do przerwy :/ W drugiej połowie rzucamy się do odrabiania strat a sygnał dał nam Lampi, który zdobył gola kontaktowego. Niestety historia lubi się powtarzać, bo zamiast doprowadzić do remisu znów tracimy gola i po raz czwarty jego zdobywcą jest Krzemiński. Wjeżdżał nam w obronę jak w masło :( Na szczęście nie załamaliśmy się i graliśmy dalej swoje, to znaczy chaos, z którego co jakiś czas rodziła się fajna akcja zespołowa :D. Kiedziol zdobywa swoją drugą bramkę i mamy 4:5. W odpowiedzi na minutę przed końcem spotkania Krzemiński znów wychodzi sam na sam, ale tym razem udało mi się go zatrzymać i ruszamy w drugą stronę. Oddaje piłkę Kiedziolowi, ten podaje na prawe skrzydło do Lamparta, który podaje wzdłuż bramki do nie pilnowanego.... mnie  i o dziwo trafiam w bramkę!!! Przez chwilę musiałem się upewnić, że mamy gola a potem już tylko radość. Choć do końca meczu zostało jeszcze około pół minuty i zarówno nasi rywale jak i my mieliśmy po jednaj okazji do zmiany rezultatu, to ja już miałem ciemne plamy przed oczami i nie wiele widziałem. W każdym bądź razie mecz zakończył się wynikiem 5:5 i zdobyliśmy pierwszy punkt w sezonie. :D

3 komentarze: