Dziś
na Hali Sportowej przy ul. Kujawskiej w Kruszwicy została rozegrana, wbrew temu
co przez całe popołudnie próbował nam wcisnąć nasz spiker, CZWARTA kolejka KLPH 2013/2014.
Ponadto o godz. 15.30 zespoły
Strzelno i Szarlej stoczyły zaległy bój z 2 kolejki. Specjalnie pogrubiłem,
która to kolejka, ponieważ jak wszyscy obecni na hali wiedzą lub nie, termin
podania listy zawodników ustalony został na 3 kolejkę i nawet tak lubiana osoba
jaką bez wątpienia jest p. Adam Winiarczyk nie powinien w taki sposób próbować zatuszować
„wałek” swojej drużyny. Wystarczyło powiedzieć że z przyczyn losowych
Organizator wyraził zgodę na dopisanie dwóch bramkarzy. Dla mnie by to
wystarczyło, choć nie ukrywam, że pozostaje pewien niesmak, że są równi i równiejsi.
Może jednak ten temat zostawię na inną okazję, ponieważ ten sezon jest co
najmniej wyjątkowy jeśli chodzi o regulamin rozgrywek.
Wracając
jednak do głównego tematu. Kakao jest (tym razem to nie kłamstwo :P), muza
jest, możemy jechać :D. Działo się dziś dużo na hali. Mieliśmy bramki, zmiany
sytuacji na boisku, kontrowersje oraz dużo dobrych i trochę niezdrowych emocji,
czyli było wszystko czego potrzeba na piłkarskich imprezach.
15.30 STRZELNO – SZARLEJ 1:7
Choć
wynik jest wysoki i wskazuje, że Szarlej był dużo lepszy, to jest jednak
nieprawda. Pierwsza połowa według mnie była pod dyktando ekipy ze Strzelna.
Chłopaki grali bardzo ambitnie i wydawało się, że mają dobry plan na ten mecz.
Jednak gubili się pod bramką przeciwnika, a Szarlej to starzy wyjadacze i
potrafią wykorzystać każdy błąd przeciwnika. Do przerwy strzelili dwie bramki i
nie przypominam sobie, żeby mieli więcej dobrych okazji do zdobycia bramek. Po
prostu to co mieli to wykorzystali. Po przerwie Tomek Lewandowski chyba
postanowił trochę pobudzić swoich kolegów do wydajniejszej gry i „pomógł”
rywalom zdobyć kontaktowego gola. Trzeba przyznać, że jeżeli naprawdę miał taki
plan to mu się udał J. Mecz się otworzył i wreszcie gra była szybsza.
Strzelno uwierzyło w swoją szansę i… została brutalnie sprowadzona na ziemię.
Szkoda chłopaków, ale Szarlej lubi otwartą grę i w przeciwieństwie do dzisiejszego
przeciwnika wykorzystuje sporo sytuacji, które sobie stwarza. Od stanu 4:1 było
już widać gołym okiem, że Strzelno nie wierzy już nawet w remis.
16.00 DROWY – PIERWSZE TŁOCZENIE 2:8
Przed
spotkaniem siedzieliśmy obok siebie (można sporo się nasłuchać o ww.
regulaminie :P), jednak na boisku nie ma przyjaźni, tylko dwa walczące zespoły.
Tyle teorii, u nas wyglądało to trochę inaczej. W związku z ostatnią porażką
1:7 dokonaliśmy zmiany na bramce. Czy ten eksperyment będzie kontynuowany
zadecydujemy na kolejnym posiedzeniu Zarządu Stowarzyszenia. Wracając do meczu.
Na boisku zagrało dziś czterech bramkarzy mrocznych elfów (czyli można przed sezonem
się zabezpieczyć :P) i trzem z nich udało się zachować czyste konto (jako jedyny
nie stałem na bramce nawet jednej sekundy ;)). Tak czy inaczej przez pierwsze 3
minut bronił Roman Kaczmarek i zanotował udaną interwencje, następnie aż do
około 27-28 minuty bronił jego brat – Paweł (wszędzie te układy rodzinne ;)) a
na koniec bramkarzem został z przymusu Mariusz Sobociński (kontuzja poprzednika). Początek meczu
mieliśmy obiecujący, kilka fajny akcji zakończonych strzałami, które na nasze
nieszczęście jakimś cudem bronił bramkarz rywala. Później nastąpiły 4 minuty,
które tak naprawdę ustawiły mecz. Tracimy trzy bramki, w 4, 5 i 8 minucie, i
jest właściwie pozamiatane. Tłoczenie ma wynik i grę pod kontrolą. Swoją
przewagę dokumentują czwartą bramką w 12 minucie meczu. Jednak minutę później
mroczne elfy przeprowadzają atak pozycyjny, który po podaniu Mariusza
Sobocińskiego strzałem z niemal narożnika boiska kończy Łukasz Kiedzik i o
wielka radości piłka wpada do bramki. 1:4 do przerwy i trochę nadziei pojawiło
się w sercach DROWÓW. Druga połowa zaczęła się od zdecydowanego natarcie
kruszwiczan, którzy zepchnęli nas do niemal desperackiej obrony. W 18 minucie
piłkę przeciwnikowi odbiera Kiedziol i kapitalnie zagrywa do Marcina
Lamparciego, który z zimną krwią wykorzystują sytuację jeden na jednego z
bramkarzem. Wydawało się, że ten gol doda skrzydeł mrocznym elfom. Niestety dla
nas zamiast zdobyć gola kontaktowego, tracimy piątą bramkę jest po meczu.
Mieliśmy bardzo krótką ławkę rezerwowych (50% tej ławki to ja ;)), która
niestety nie dała większej jakości. Nasi rywale strzelają jeszcze trzy gole,
ale wydaje mi się, że ta piąta była gwoździem do trumny mrocznych elfów.
Próbowałem trochę pobudzić DROWÓW do agresywniejszej gry, ale oprócz tego, że
staranowałem dwóch rywali, nie dało żadnych rezultatów. Po prostu dziś niektórym
brakowało przysłowiowego serca do gry.
16.35 SZARLEJ – PACIO 0:4
Bardzo
fajny mecz. Dwie wyrównane ekipy. Kiedy wyszedłem z szatni na tablicy wyników
widniał wynik 1:0, oczywiście nie wiedziałem dla kogo. Oglądając mecz trudno
było zgadnąć kto prowadzi, ponieważ obie ekipy próbowały zdobyć bramkę i
preferowały ofensywny styl grania. Jedyne co od razu rzucało się w oczy w tym
pojedynku, to to, że Pacio ma znakomitego bramkarza. Druga połowa zaczęła się
od mocnego uderzenia pakoszczaków, którzy podwyższyli wynik już 1 minucie na
2:0 (do tego czasu się już dowiedziałem kto prowadzi ;)). Później przez 13
minut mieliśmy kapitalny pojedynek i wymianę ciosów. W końcu nadeszły 2
ostatnie minuty, w których przyjezdni z Pakość wbili jeszcze dwie bramki. Nawet
nie wiem ile razy swoją drużynę ratował fantastycznymi interwencjami goalkeeper z Pakości (Dzwonił do Tomek Lewandowski i powiedział, że na bramce nie grał Ariel Nadolski jak wcześniej napisałem tylko Tomasz Wróblewski). Dla mnie bramkarz do drużyny kolejki o ile nie mvp kolejki, właściwie
to jemu koledzy zawdzięczają te ważne trzy punkty. Pacio ma na koncie 6
punktów, czyli jeden mniej niż dzisiejszy rywal, ale rozegrało o jeden mecz
mniej.
17.10 SP JAPAKS – STRZELNO 8:1
To
nie był najlepszy dzień dla przybyszów ze Strzelna. O ile porażka z Szarlejem napawała
jakąś nadzieją na przyszłość, to mecz z paliwowymi przypominał rzeź
niewiniątek. Już w pierwszej minucie po wydawałoby się nie groźnym strzale pada
pierwszy gol. Trzy minuty później mamy już 2:0. To, że trzecia bramka padła
dopiero w ostatniej minucie pierwszej połowy przyjezdni zawdzięczają głównie
swojemu bramkarzowi i co tu ukrywać beznadziejnej skuteczności rywali. Takich i
przede wszystkim w takiej ilości błędów przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy
nie popełnił w tym sezonie żaden zespół, nawet nie pamiętam, żeby we wszystkich
meczach rozegranych do tej pory w tym sezonie tyle w ogóle ich było. Dość
powiedzieć, że sam Adam Stefański (strzelił w sumie 2 gole) tylko w pierwszej
połowie powinien ustrzelić dwa hat-tricki, a jego koledzy też mieli nie wiele
lepszą skuteczność. Bramkarz Japaksu pierwszą interwencję zanotował bodajże
dopiero w drugiej połowie. Honorową bramkę, przy stanie 5:0, zawodnicy Strzelna
zdobyli w 23 minucie meczu, dzięki skutecznemu wykonaniu rzutu karnego.
Miejscowi, którzy, pomijając skuteczność, zagrali bardzo dobre zawody, pokonali
bramkarza rywali jeszcze trzykrotnie. Choć wpuścił aż osiem bramek, to bramkarz
przyjezdnych był najlepszym zawodnikiem na boisku. Trudno wyróżnić kogoś z
Kruszwicy skoro pomimo ogromnej przewagi na boisku i tylu okazji strzelili
tylko osiem bramek. Żeby nie było, że marudzę, to ani przez chwilę nie miałem
wątpliwości, że paliwowi, byli dziś zespołem dużo lepszym od swojego
przeciwnika. Japaks podobnie jak Pacio ma sześć punktów i jeden mecz zaległy,
co zwiastuje ciekawą walkę o czołowe miejsca w tabeli.
17.45 NKA KRUSZWICA – RPC BEBO 3:6
Jak
już pisałem wyżej dziś odbyła się czwarta kolejka i choć kilka zespołów
rozegrało mniejszą liczbą spotkań, to dla NKI był czwarty pojedynek (no chyba,
że p. Adam nie liczył meczów jakie jego zespół rozegrał jako NO NAME :P).
Pomijając wszelkie złośliwości i podteksty życzę szybkiego powrotu do zdrowia
pierwszemu bramkarzowi drużyny z Zagopla. Co do samego meczu to widać, że
chłopaki z BEBO podpatrywali paliwowych bo już w drugiej minucie Waldek
Kowalewski otworzył wynik spotkania. Tyle tylko, że o ile Japaks wygrał
bezdyskusyjnie, to tutaj mieliśmy do czynienia z drogą przez mękę. Bebo grało
nie tyle wolno co ślamazarnie i wcale nie było pewne czy się do dla nich źle
nie skończy. Chłopaki z Zagopla to młodzi, wybiegani i ambitni gracze, którzy
po trzech pierwszych kolejkach na koncie mieli dwa zwycięstwa i pechową porażkę
z mistrzem. Mecz trzymał w napięciu i choć nie był prowadzony w zbyt szybkim
tempie, to w każdej chwili mogło się to zmienić. Niestety pierwsza połowa była
słaba aż do 13 minuty. Ostatnie dwie minuty nieco osłodziły nam oglądanie tego
meczu a BEBO cieszyło się z kolejnych dwóch bramek. Do przerwy 3:0. Druga
połowa przyniosła nam wreszcie sporo emocji. Już w pierwszej minucie NKA
zdobywa gola na 1:3. W szeregach Bebo pojawiła się nerwowość, natomiast młodzi „poczuli
krew”. Ostatnie dziesięć minut przyniosło kolejnych pięć bramek. W 23 minucie
pada gol kontaktowy, w 24 Bebo odpowiada na 4:2, a w 25 minucie pada gol
kolejki po fantastycznym strzale Mariusza Kaźmierskiego, który dwie minuty
później ustrzelił hat-tricka. W 28 minucie NKA zdobywa swoją 3 bramkę, ale na
więcej już ekipy z Zagopla dziś nie było stać.
18.20 GOCANÓWKO – RACICE 3:6
Był
to najbardziej chaotyczny mecz tego popołudnia. Żadna z ekip nie potrafiła
narzucić swojego stylu gry. Akcje były szarpane i gra toczyła się głownie w
środkowej części boiska. Raz po raz któraś z drużyn oddała strzał, ale z reguły
były one już blokowane w zarodku. W końcu w 6 minucie urwał się po raz pierwszy
dziś obrońcom Łukasz Krzymiński i nieoczekiwanie Gocanówko wyszło na
prowadzenie. Odpowiedź Racic była jednak natychmiastowa. Już w 7 minucie Piotr
Wójciak wyrównał, a w 9 Adam Dzwoniarkiewicz wyprowadził swoją ekipę na
prowadzenie. Racice prowadziły przez niecałe cztery minuty. Po raz drugi Łukasz
pokonał bramkarza rywali. Niestety dla Gocanówka granie na równym poziomie
choćby jednej połówki meczu to jest problem. Błąd w ostatniej minucie kończy
się stratą kolejnej bramki i na przerwę przegrywają 2:3. 10 minut drugiej
połowy to znów chaos tyle, że bez bramek. Zawodnicy Racic przekonani swojej
wyższości nad rywalami próbowali wejść do bramki swoich przeciwników. W końcu
to się zemściło. Po raz trzeci w tym spotkaniu bramkę strzela Łukasz Krzymiński
(kolejny zawodnik, który dziś strzelił trzy bramki J). Kolejne trzy minuty to trzy ciosy Racic. Bramkę,
która podłamała Gocanówko strzela ponownie Piotr Wójciak (26 min.), w 27 min. gola
rozstrzygającego pojedynek wbija Miłosz Kalaska (również 2 trafienie, pierwsze
na 3:2) i wynik ustalił w 28 min. Marcin Piechnik.
18.55 METAL DOM – ECS 4:3
Mecz
na szczycie. Taka wisienka na torcie. Na boisko wyszły dwie nie pokonane do tej
pory drużyny. Jak zwykle kiedy spotykają się dwie bardzo dobre i wyrównane
drużyny, kibice „ostrzą sobie zęby” na oglądanie takie meczu. Zdarza się jednak,
że drużyny grają wtedy asekurancko i widowisko jest wtedy słabe. No cóż, dziś
tak nie było J. Początek spotkania ostrożny, ale zapowiadający
nadchodzące emocje. W szóstej minucie, po okresie przewagi ekipy z
Inowrocławia, ECS ma rzut rożny. Ten stały fragment gry otworzył mecz na dobre
:P. Piłka zagrana z narożnika przy bramce metalowych trafia na środek boiska
wprost pod nogi Macieja Hanczewskiego, który dzięki temu zagraniu przeciwnika wychodzi
sam na sam z bramkarzem Eceesu. Co by nie mówić o Hanczewskim to jest jednak
zimnokrwisty zabójca :P. Nawet przez ułamek sekundy się nie zagotował tym
niespodziewanym obrotem sytuacji i strzelił precyzyjnie na 1:0. Radość
metalowych nie trwała nawet 60 sekund. Wyrównał Mateusz Sibora. Od czego jednak
Metal Dom ma Marcina Ciesielskiego, 11 minuta i mamy 2:1. Do przerwy pomimo
okazji z obu stron wynik nie ulega zmianie. Druga połowa jest równie ciekawa. Rozpoczęło
się od brutalnego i bezmyślnego faulu na bramkarzu metalowych, jak dla mnie to,
że faulujący nie zobaczył żółtej kartki jest co najmniej nieporozumieniem. W 20
minucie bramkarz Eceesu broni strzał rywala zbijając piłkę na słupek, minutę
później jednak zostaje pokonany przez Waldemara Panfila ( i druga zmiana w pierwotnej wersji widniało nazwisko Tomasza Kwaśniewskiego, ale Tomek mnie sprostował - dzięki). Kiedy w 23
minucie metalowi zdobywają czwartego gola wydaje się, że jest po meczu. A tu
nic bardziej mylnego J. Już niecałą minutę później ECS strzela na 2:4. W 25,
26 i 27 minucie tylko dzięki niesamowitym interwencjom Marcina Ciesielskiego
wynik nie ma bramki kontaktowej. Ostatnie dwie minuty to prawdziwa huśtawka
humorów. 28 minuta po strzela zawodnika z Inowrocławiu piłka odbija się od jednego
słupka, następnie od drugiego i wraca na boisko, jednak sędzia odgwizduje
rozpoczęcie gry od środka ponieważ stwierdził, że piłka przekroczyła całym
obwodem linię bramkową. Niedowierzanie na trybunach i szok n ławce Metal DOMu,
ale zobaczyć reakcję Ciesielskiego – bezcenne J. Ostatnie 60 sekund meczu upłynęło na nerwowych próbach wyrównania
wyniku przez zawodników Eceesu i nieustannym komentowaniu decyzji sędziów przez
bramkarza metalowych. W końcu się doigrał i na około 45 sekund przez końcem
spotkania, po odgwizdanym faulu dla Metal Domu cały czas zdenerwowany bramkarz
daje się sprowokować rywalowi i kończy się to obustronną karą. Na jego
szczęście przeciwnikom nie udaje się wykorzystać jego braku na bramce i mecz
kończy się zwycięstwem metalowych 4:3.
Nazwiska
strzelców i czas zdobycia bramek znam dzięki pracowitości Pawła Kaczmarka i
jego kolegi, którego nazwiska nie podam bo nie mam jego zgody :P.
Nie pojmuję dlaczego nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Drodzy koledzy to dla kogo Łukaszek pisze te relacje. Jak dla mnie ŁUKASZ JESTEŚ WIELKI.
OdpowiedzUsuńMoże brak komentarzy świadczy o rzetelności autora więc nią ma już co komentować. Wg mnie warto zastanowić się nad pracą sędziów korzystając w tym celu z przepisów futsalu. Nie mówię, że od razu ma być czterech. CZęść pracy sędziego wykonuje pan Winiarczyk. (tak, tak to jest opisane w przepisach).Może też osoby siedzące przy stoliku powinny decydować o zatrzymywaniu czasu.
OdpowiedzUsuń