czwartek, 21 lipca 2016

DROWY - MM TEAM 2:4, czyli wpadłem na chwilkę do Polski ;)

Witojcie wszyscy, Ojciec Dyktator znów nadaje :D. Będąc za granicą zobaczyłem trochę różnych ciekawych rzeczy. Przebywając w kraju, który ma wszystko i może sobie pozwolić nawet na brexit cały czas mi czegoś brakowało. Niby lepsze pieniądze, drogi, policja, która jest po to żeby Ci pomóc a nie wycyckać z ostatniego grosza i w ogóle łatwiejsze życie, to jednak cały czas coś było nie tak.
Oczywiście tęsknota za rodziną, wszędzie ciapaki, obcy kraj i obyczaje, ale to jeszcze jakoś dało się znieść. To czego nie ani w GB, ani nigdzie nie znajdziecie, naprawdę nigdzie na świecie, to liga TKKF, w której grają DROWY :P. Tak drodzy moi wielbiciele ;) i wszyscy inni, którzy czytają to co właśnie mój chory mózg wymyśla, granie w piłkę z kumplami to jest po prostu coś nie do zastąpienia. No, po tym przygłupim a także przydługim wstępnie przechodzę do krótkiego streszczenia dzisiejszego meczyku. W ramach IX kolejki II ligi TKKF w Inowrocławiu Drowy zmierzyły się z debiutantami tych rozgrywek, drużyną MM Team. Choć drużyna jest zdaję się nowa to przynajmniej niektórzy gracze nie są dla nas anonimowi. W czerwonych strojach grają m. in. Dziadzia i podobno Kituch, ten się nie pojawił na meczu, bo ktoś zdradził, że będę grał ;). Sędzią dzisiejszych spotkań był sam guru całych rozgrywek, czyli Grzegorz Remiasz. Mrocznych elfów stawiło się siedmiu, w tym trzech nie powinno grać. Z dwóch z powodu kontuzji a trzeci ponieważ ani pozostałe Drowy, ani przeciwnicy (kimkolwiek by nie byli) nie potrafią dostosować się poziomem gry. Dla nie kumatych, chodzi oczywiście o mnie :P. Choć rywal wygrał kilka ostatnich spotkań z rzędu nie powinien sprawić wielkich problemów walecznych elfom i tak by się stało gdyby nie to, że u nich też grał Drow ;). Nasi rywale od początku nastawili się na grę z kontry, co trzeba im przyznać dobrze wychodziło. Z kolei mroczne elfy mając mnie za bramkarza, który powinien również rozgrywać, była zdana na łut szczęścia, czyli, że jakimś cudem podam celnie piłkę - sami chcieli żebym zagrał a ja oczywiście nie mogłem odmówić ;). Należy nadmienić, że choć spotkanie rozpoczęło się o godzinie 20.00 to było bardzo gorąco jak na granie, sądzę że około 25 st. C, dodatkowo mecz zaczęliśmy grając pod słońce. Choć pierwsze próby rywali kończyły się niepowodzeniem to jednak od razu było widać, że nie najlepiej radzimy sobie z długimi piłkami zagrywanymi do ich wysuniętego napastnika. Zdaje się, że miał nick "Majki". Co chwila wpadał w pole karne i było kwestią czasu kiedy w końcu uda mu się opanować piłkę. Nastąpiło to po kilku minutach, jeszcze pierwsze próby udawało nam się obronić, jeden słupek i ze dwa razy ratowali sytuację obrońcy wybijając piłkę niemal z linii bramkowej, ale w końcu rywale dopięli swego. Piłka zagrana w prawy narożnik mojego pola karnego, tam nie pilnowany zawodnik i choć strzał nie był jakoś niemiłosiernie potężny to jednak nie udało mi się na tyle mocno odbić ręką futbolówki, żeby wyszła poza bramkę. Piłka po kontakcie z moją rękawicą wpadła w pobliżu lewego słupka i było 0:1. Jeszcze na dobre nie pogodziłem się z losem a tu Majki wpada z tej samej strony w pole karne, wślizgiem wybijam piłkę z pola karnego, ale po kilku sekundach ku zdziwieniu niemal wszystkich Grzesiu gwiżdże w wskazuje na wapno :/ Powodem był kontakt pomiędzy napastnikiem a Rafisem, który pomagał mi przy obronie. Do rzutu karnego podszedł sam poszkodowany i .... Kiedziol może mi wpisać w statystykach obok straconych piłek i goli również obronionego karnego. Nie żebym był lepszy niż Fabiański na Euro, ale w sumie on miał dziesięć prób i nie obronił żadnego, a tu jeden i już ;) (taki żarcik, w końcu kto mi zabroni ;)). Nie będę się znęcał nad strzelcem, ale po prostu zjeb...ł. Piłka poturlała się w sam środek bramki. Radość z obronionego karnego nie trwała długo, po chwili było już 0:2, a nie sorry, sędzia gola nie uznał ponieważ dopatrzył się zagrania ręką napastnika i znów w roli głównej Majki. Trza przyznać, że kolega napsuł nam dziś sporo krwi i to przez cały mecz. Czasem taka sytuacja potrafi odmienić losy spotkań, ale bez jaj to grały Drowy i co się odwlecze to się nie uciecze. Tym razem z lewego narożnika pola karnego po niezłym zamieszaniu nie zauważyłem piłki i ta wpadła przy krótkim słupku. Do przerwy 0:2. Nic nie pisałem o naszych akcjach ofensywnych bo nie ma o czym. Żeby nie było, mieliśmy kilka okazji na bramkę, ale żeby były jakieś spektakularne to nie. Od czasu do czasu, któryś z Drowów próbował poderwać zespół, ale nie szło nam najlepiej. Drugie dwadzieścia minut miało być inne. Odniosłem wrażenie, że coś się zmieniło. Po pierwsze nie graliśmy już pod słońce, ale rywale też nie bo schowało się już za blokami, a po drugie miałem przeczucie. Nie licząc kolejnych dwóch straconych goli to faktycznie było inaczej. Przeciwnicy nie stosowali już tak agresywnego i wysokiego pressingu jak wcześniej, dzięki czemu mieliśmy więcej miejsca i czasu. Niestety co jakiś czas nas przyciskali i już na początku trochę się pogubiliśmy. Za krótkie podanie od obrońcy przechwycił rywal i było 0:3. Następnie nastąpiła seria wymiany ciosów. Raz Drowy strzelały na bramkę MM Teamu, raz odwrotnie. Z każdą minutą obie ekipy miały coraz mniej sił i defensywa nie była już tak dobrze zorganizowana jak na początku, upał dawał się we znaki wszystkim. W końcu rzut rożny szybko rozegrany na krótki słupek i zdaje się Rafis zdobywa bramkę. GOOOOOLLLLL na 1:3 daje nam nadzieję. Do końca meczu jest jeszcze dużo czasu. Rywale ograniczają się właściwie tylko do obrony i długich piłek do napastnika. Z kolei mroczne elfy momentami zostawiają nawet pustą bramkę. Raz nawet udało mi się oddać celny strzał, ale golkiper przeciwnika wyciągnął się jak struna i na raty złapał piłkę. MM Team cofnięte było tak głęboko, że nikogo nie zostawiali na naszej połowie. Niestety miało to też swoje złe strony. Nasi obrońcy musieli się ścigać z dużo młodszymi rywalami i w końcu to się dla nas źle skończyło. Piłką jeszcze odbiła się od poprzeczki i było 1:4. Kiedziol się wnerwił. Ciekawe ile szarych włosów przybyło mu na brodzie w czasie tego meczu. Obie ekipy co chwila robiły spore zamieszanie w polach karnych, ale jeszcze tylko to właśnie Łukasz wpisał się na listę strzelców w tym spotkaniu. Po bardzo ładnym strzale tuż przy słupku ustalił wynik na 2:4.
Choć mecz przegrany i mam teraz spore problemy z nawet najprostszymi czynnościami bo wszystko mnie boli, to jestem bardzo szczęśliwy :D.
Na koniec dodam, że według mnie choć najbardziej widoczny w ekipie MM Team był Majki to mózgiem tej drużyny w dzisiejszym meczy był Dziadzia. Miałem napisać, że strzeliłeś gola, więc powiedzmy, że ten trzeci był Twój ;).
Pozdrowienia dla kibiców z ławeczki :D i do zobaczenia w środę 27 lipca br. o godz. 19.15 w ramach X kolejki zagramy z Szarlejem, który dziś dostał bęcki od optyków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz