Po 48 dniach odpoczynku od piłki oraz moich bazgrołów, na orlika powróciły mroczne elfy, aby rozegrać swój pierwszy mecz w rundzie rewanżowej II Ligi TKKF. Słoneczko jeszcze świeciło na część murawy, ale Drowy na początek wybrały sobie bramkę w cieniu. W końcu mrok to nasze naturalne środowisko ;). Niech bramkarz rywali się opala :P.
Tuż przed rozpoczęciem spotkania sędzia Grzegorz Remiasz poprosił obie ekipy na środek boiska i minutą ciszy uczciliśmy pamięć zmarłej mamy jednego z naszych dzisiejszych przeciwników. Po tej uroczystej chwili zaczęły się sportowe zawody.
Na mecz stwaiło się siedmiu mrocznych elfów: Adel, Damian, Kiedziol, Lampi, Rafis, Romciu i ja (dla przypomnienia Ojciec Dyktator alias Gruby :)). Pierwsze kilka minut to próba szybkiego strzelenia gola przez rywali przez zagrywanie długich prostopadłych piłek. Z kolei mroczne elfy sprawdzały jak w ogóle będziemy grać po tak długim rozbratem ze sportem. Choć początkowo nasza ofensywa praktycznie nie istniała a obrona to była czysta improwizacja to przetrwaliśmy małą nawałnicę ataków transów. Po trochu defensywa stawała się coraz pewniejsza i w końcu po przechwycie udało się przeprowadzić pierwszą akcję, którą kapitalnym strzałem z narożnika pola karnego tuż przy długim słupku zakończył Rafis. Bramkarz rywali nie miał szans i Drowy niespodziewanie otworzyły worek z bramkami. Transi byli oszołomieni, zupełnie stracili swój rytm gry. Z kolei mroczne elfy zaczęły grać coraz lepiej nie tylko już w obronie, ale też z przodu kilka razy skórę rywalom wybronił goalkeeper. Mieliśmy wszystko pod kontrolą do czasu, aż w pewnym momencie, w zupełnie wydawałoby się niegroźnej sytuacji przydarzyły nam się dwa błędy. Najpierw do długiej, górnej piłki wyskoczyli obaj nasi stoperzy i oczywiście się z nią minęli. Futbolówka trafiła na napastnika, z którym niestety przegrałem pojedynek. Myślę, że mogłem zrobić coś więcej, ale nie udało się. Następne minuty to ponowne ataki przeciwników. Kilka razy chyba odpracowałem tego straconego gola ;). Do przerwy wynik nie uległ zmianie i w dobrych nastrojach mogliśmy przygotować się do drugiej połówki. W sumie ostatnie 20 minut miało podobny przebieg jak te pierwsze, tyle, że było wszystkiego więcej :). Sądzę, że to było super widowisko. Ponownie Transi próbowali długich wrzutek w nasze pole karne, a mroczne elfy odgryzały się albo szybkimi kontrami, albo spokojnym atakiem pozycyjnym rozpoczynanymi nawet ode mnie. Przy kolejnej już wymianie piłki pomiędzy obrońcami i bramkarzem, nagle nastąpiło szybkie zagranie do przodu i Rafis ponownie wyprowadza nas na prowadzenie 2:1!!!. Przy pierwszym golu asystował mu Kiedziol, a przy drugim Damian. Następne kilka minut to nasza całkowita dominacja. Choć może dużej przy piłce byli rywale, to jednak niemal każda próba podania piłki w strefę obronną Drowów kończyło się groźną kontrą. W sumie mieliśmy chyba ze cztery setki. Najpierw po kapitalnym (nawet nie wiem którym to już w tym spotkaniu) rajdzie Rafisa piłkę na piąty metr przed pustą już bramką Transów dostaje Lampi, ale niestety nie trafił w gałę. Później Kiedziol wkręcił w ziemię dwóch obrońców i kiedy wydawało się, że kopnięcie futbolówki do siatki to tylko formalność, ponownie coś nie zadziałało. Do tego były dwie akcje Rafisa i potężne strzały, tyle, że bramkarz Transów miał dziś dzień konia. Mówią, że nic dwa razy się nie zdarza. No, cóż mroczne elfy wyłamują się z wielu zasad. Grzech z pierwszej połowy się powtórzył, tym razem piłka z autu po ziemi Romciu chciał pomóc Kiedziolowi, nie udało się, a do tego jak Filip z konopi w naszym polu karnym wyskoczył nie pilnowany napadzior i mamy remis. Kolejne minuty to był horror. Co chwilę gotowało się pod naszą bramką. Nawet nie zliczę ile strzałów chłopaki blokowali. Mieliśmy nawet rzut wolny pośredni sześć metrów od bramki za zawysoko podniesioną nogę. Do tego dwa bezpośrednie najpierw z prawej a za chwilę z lewej strony pola karnego. Chyba takie sytuacje nazywa się obroną Częstochowy ;). Kiedy wydawało się, że gol dla Transów to już tylko kwestia sekund, około 3 minut przed końcem spotkania, Lampi podszedł wysokim pressingiem do bramkarza rywali, który zapuszczał się już nawet w nasze pole karne i zbił piłkę prosto pod nogi Romcia. Ten nie namyślając się długo przymierzył i strzelił. Piłka przeleciała około 3/4 długości boiska i wpadła do bramki 3:2!!!! Pomimo ogromnych nacisków, była nawet poprzeczka, defensywa mrocznych elfów wytrzymała i mamy pierwsze ZWYCIĘSTWO w tym sezonie. Jupi!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz