sobota, 18 października 2014

DROWY - METAL DOM 2 :5

Na pierwszy mecz w sezonie 2014/2015 KLPH z Metal Dom-em, obrońcą tytułu mistrzowskiego, stawiło się siedmiu mrocznych elfów: Marek Adelski, Kamil Górny, Roman Kaczmarek, Łukasz Kiedzik, Rafał Kubiak, Marcin Lamparski i ja, czyli Łukasz Rosiński - Bąkowski.
Zgodnie z wszelkimi założeniami i przewidywaniami metalowi cisnęli nas od samego początku spotkania. Podawali sobie wzdłuż i w poprzek boiska standardowo zakładając hokejowy zamek pod naszą bramką, jednak prawdziwe zagrożenie jako pierwsi stworzyliśmy my, a dokładniej Kiedziol, który przejął piłkę i ruszył na bramkę rywala. Szybko jednak metalowi się cofnęli i uratowali sytuację.  Pierwszego, w tym sezonie gola straciliśmy po około pięciu minutach spotkania. Drugiego po moim błędzie przy wyprowadzaniu piłki. Wydawało się, że kolejne bramki są kwestią nawet nie minut a sekund. Niemal non stop bombardowano naszą bramkę, ale większość strzałów wybijali nasi obrońcy, a już to co wyprawiał Rafis to było niesamowite. Ściągał na siebie piłkę jakby miał jakiś magnes ;). Przed przerwą udało się stracić jeszcze tylko jednego gola. Drugie piętnaście minut było bardziej wyrównane. Drowy nie tylko się broniły w swoim polu karnym, ale momentami przejmowały kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Rafis przesunął się do przodu i od razu nasza gra ofensywna zaczęła funkcjonować. Choć bramka honorowa to gol samobójczy, to tak naprawdę "ojcem" tego trafienia był Dziadzia, który nabił obrońcę metalowych i futsalówka wylądowała w siatce. Drugie trafienie było owocem gry zespołowej a koniec tej akcji "pilotowali" Rafis i ponownie Dziadzia, który tym razem zapisał się w protokole jako zdobywca gola. Na tablicy widnieje wynik 2:3. Kolejne kilka minut również należało do Drowów, ale niestety nie udało się zdobyć bramki wyrównującej, choć kilka razy byłem pewny, że chłopakom się uda. Metalowi w końcu się otrząsnęli i niestety strzelili czwartą bramkę. Pomimo naszych desperackich prób nie udało się już odwrócić losów spotkania. W ostatnich minutach "dostaliśmy jeszcze piątego gola, który ustanowił końcowy rezultat. 
W końcówce meczu, jeszcze przy stanie 2:4, sfaulowałem w polu karnym jednego z rywali, sędziowie nie odgwizdali rzutu karnego ponieważ metalowi utrzymali się przy piłce będąc cały czas pod naszą bramką. Teraz do czego zmierzam, sfaulowany zarzucił mi, że go nie przeprosiłem, ale prawda jest taka, że krzyknąłem przeprosiny a nie podszedłem podać ręki tylko i wyłącznie z tego powodu, że piłka była w posiadaniu drużyny przeciwnej i nie opuszczał przez dłuższy czas naszego pola karnego. Później doszło do niepotrzebnej wymiany zdań. W każdym bądź razie jeszcze raz PRZEPRASZAM, nie zamierzałem Cię zaatakować tylko piłkę, tyle, że byłem spóźniony :(.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz