Na dzisiejsze popołudnie zaplanowano dwa spotkania w ramach 10 kolejki II ligi TKKF. O godz. 19.00 lider miał zmierzyć się z drużyną O.N.E. Miał, ponieważ drużyna przeciwnika nie stawiła się na boisku i sędzia odgwizdał walkower dla Spartana. Spartanie chcieli zdobyć kolejne 3 punkty, ale pewnie nie w taki sposób. Nasze spotkanie ze stalowymi zaplanowano na 19.45 i mniej więcej o czasie się rozpoczęło.
Rywale zagrali bez kontuzjowanego Arka Czajki, ale czy to było osłabienie zespołu, czy może wręcz przeciwnie, to pozostawię bez komentarza. Na pewno byli podbudowani psychicznie po wtorkowym remisie z FC Florydą. Z kolei mroczne elfy do meczu podeszły zupełnie rozluźnieni i chyba rozkojarzeni. W sumie mecz był słaby w wykonaniu obu ekip. Od razu zaznaczę, że nie zarzucam nikomu, że odpuszczał. Ambicji i woli walki na boisku było bardzo dużo, tyle, że nie przekładało się to na widowisko. Pierwszą połowę najlepiej podsumowuje słowo: chaos. Obie ekipy bardzo chciały, ale nie potrafiły narzucić swojego stylu gry, nikt nie panował nad tym co dzieje się na boisku. Atak szedł za atak, ale były to nie skoordynowane akcje a wynik przypadku. We wtorek naszą bardzo silną stroną były stałe fragmenty gry, dziś można powiedzieć wszystko pod tym względem wróciło do normy. W sumie oba zespoły miały po dwie niewykorzystane okazje. O ile stalowi niemiłosiernie pudłowali, o tyle mroczne elfy miały po prostu pecha. Pechem był bramkarz Alstalu. Na szczęście chaos to naturalne środowisko Drowów. Po jednym z zatrzymanych ataków, kiedy wydawało się, że już nic nie wskóramy, piłkę w polu karnym otrzymuje Romek i rozbrajającym wręcz spokojem (ze 3 sekundy czekał zanim kopnął piłkę ;)) zdobył jedynego gola w tej części meczu. Do przerwy prowadzimy, ale jedna bramka jeszcze nie rozstrzyga meczu. Pierwsze 10 minut drugiej połówki wyglądało mniej więcej tak samo jak przed przerwą. Jednak z każdą upływającą minutą zaczęliśmy grać spokojniej. Rozgrywaliśmy piłkę z tyłu, czekając na atak przeciwnika, a gdy rywale podchodzili wysoko, wtedy dzida do przodu. Tyle, tylko, że nie były to piłki w aut, ale najczęściej celne podania do przodu. Około 10 minuty piłkę z naszej połowy w pole karne rywala posyła Lampard, tam tuż przed bramkarzem stoi Mały, który choć nie dotknął jej, to wykonał kapitalną robotę myląc przeciwnika i mamy 2:0. Następne minuty to po prostu występ jednego aktora. Dla mnie bramkarza Alstalu, bo o nim mowa, był najlepszym zawodnikiem meczu. Ile piłek wybronił to się w głowie nie mieści. Przez kilka minut mroczne elfy zamknęły stalowych w ich polu karnym i tak naprawdę od pogromu uratował ich tylko jeden człowiek. W końcu Rafis z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. Mamy 3:0 i następne minuty to prawdziwa katastrofa. Alstal miał ze trzy sytuacje po, których powinno być 3:3, ale demony pierwszej połowy, czyli fatalna skuteczność, nie opuściły naszych rywali do końca spotkania. Kiedy wyglądało na to, że wynikiem 3:0 zakończy się to spotkanie, udało mi się strzelić czwartego gola.
Był to już czwarty mecz pod rząd, w którym Drowy zdobywają punkty. W tych spotkaniach zdobyliśmy 48% (14/29) bramek i 47% (8/17) punktów ze wszystkich zdobyczy w tym sezonie.
Na koniec chcę podziękować kibicom (tym ze Sody i Spartana szczególnie :D).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz