niedziela, 25 lutego 2018

DROWY - SYLCAR 2:5

Dziś mroczne elfy rozegrały spotkanie 16 spotkanie w ramach IV Ligi TKKF Inowrocław. Rywalem była drużyna Sylcaru zajmująca po 15 kolejkach 5 miejsce z 24 punktami i bilansem bramek 62-46. Drowy 12 miejsce, 8 punktów i bramki 32-65. Co ciekawe aż cztery drużyny przed dzisiejszą kolejką miały strzelonych 32 gole. W I rundzie padł remis 4:4 i z tego co pamiętam to nasi rywale wyrównali w ostatniej akcji meczu.
Na spotkanie stawiło się 6 zdrowych i jeden chory (nie chodzi o chorobę psychiczną ;), czyli 7 mrocznych elfów. Zdolni do gry to: Boroś, Czarny, Kiedziol, Lampi, Loki, Pyndzia i Romek. Mecz od samego początku nie ułożył się po naszej myśli. Już po kilku minutach tracimy gola po rzucie rożnym wykonywanych przez... nas. Za lekkie podanie Kiedziola do Lokiego, próba uratowania akcji przez tego drugiego i mamy 0:1. Na moje to 80% winy Kiedziola. Fajnie się ocenia innych z pozycji trybun, chodź miałem wielką ochotę wbiec na boisko. Wracając do meczu to mogę winić Kiedziola bo ten w późniejszym okresie był wyróżniającą się postacią naszej ekipy, jak przystało na mózg drużyny. Jeszcze nie zdążyliśmy ochłonąć a padł drugi gol dla Sylcaru po błędzie bramkarza. Choć staraliśmy się coś zrobić to gra zupełnie nam nie szła, a "dzidy" do przodu nie poprawiały tej sytuacji. Na domiar złego tracimy kolejną bramkę i szczerze mówiąc myślałem, że to będzie pogrom. Jednak ostatnie kilka minut pierwszej połowy wlały w me serce nadzieję, że wszystko może się zmienić. Najpierw akcja niemal całego zespołu zakończyła się niecelnym strzałem Kiedziola. Nie miał czasu, żeby lepiej przymierzyć, ale sytuacja była niezła. Po chwili szalonym rajdem popisał się Czarny, który został sfaulowany tuż przed polem karnym. Rzut wolny na bramkę zamienił Boroś. Mamy gola!!! Nie minęło dużo czasu a Kiedziol przejął piłkę na środku boiska, przedryblował dwóch rywali i GOOOLLLLL!!!! Do przerwy 2:3 i kwestia czasu kiedy wyrównamy. Tak to wyglądało z trybun. Na drugą połowę wyszli chyba jednak inni ludzie. Niby się staraliśmy, niby walczyliśmy, ale czegoś brakowało. SERCA. Nie było radości z gry, ani złości po stracie, czy prostym błędzie. Zupełna obojętność. Zamiast gola wyrównującego to Sylcar marnuje ze trzy setki. My mamy problemy nawet z przyjęciem piłki i choć ciężko pracujemy w defensywie, to niemal od razu po odzyskaniu piłki ją tracimy. Kolejne dwie bramki dla rywali padają po indywidualnych błędach, ale to przecież dla nas nic nowego. Wynik mnie nie boli, to jak reagowaliśmy a właściwie brak reakcji na wydarzenia na boisku. Zdaję się, że zapomnieliśmy w tym meczu, że nie ważne ile stracimy goli, tylko ważne jest chęć strzelenia bramki. Zawsze wpuszczamy mniej lub bardziej głupie bramki, ale mroczne elfy czerpią radość z każdego strzelonego gola w myśl zasady: "Nic tak nie cieszy jak nieszczęście bliźniego" :D.
Za tydzień następny mecz z ArtmedDuo i chodź znów obejrzę go z trybun (chyba, że nie ;)) to życzę sobie i innym samej radości z grania, bo ekipę mamy przecie przednią :D. Być może również Rafis się wykuruje. Tera kończę i lecę do kina, to nara.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz