wtorek, 1 września 2015

To co nigdy nie miało miejsca.

Z obawy przed represjami jakie mogłyby spotkać DROWY w lidze letniej jak i halowej TKKF wszystkie wydarzenia opisane poniżej nigdy nie miały miejsca, a zbieżność osób i wydarzeń jest czysto przypadkowa i powstała tylko i wyłącznie w głowie autora. 





09.01.1502 A.C.

W dniu w którym co roku Niemcy napadają na słowiańskie ziemie Czarne anioły odpierały ataki drużyny oświeconego Gandalfa. Jako że kaganek oświaty niesie ogień to czarne hordy winne czuć się jak w domu i tak właśnie było, dopóki trzecia co prawda nie tak ciemna strona jaką my jesteśmy, użyła swoich magicznych wpływów. 
Od dawna było wiadomo że magiczny pierścień w rękach młodego niedoświadczonego hobbita to jak przycisk atomowy ukryty w gryzaku niemowlaka. W rękach doświadczonego maga mógłby nawet być prawym i sprawiedliwym strażnikiem Śródziemia, ale już na w ręku Golluma na skutki nie trzeba było długo czekać. 
Bitwa zaczęła się od zmasowanych ataków ciemnej rozwścieczonej masy, która jak stado szarańczy okrążała Oświeconych spychając ich do głębokiej desperackiej obrony. Doświadczenie Gandalfa na niewiele się zdało kiedy wściekłość Drowa jak samonapędzająca się machina zebrała pierwsze żniwo. Ten najbardziej wściekły sprawnym ruchem miecza ściął pierwszą ofiarę, bez mrugnięcia okiem, nawet do dziś już nie mruga. Wszystko szło po naszej myśli, ale gdzieś gdzie nie dochodziło światło pochodzące z ognia bitwy, gdzie jest tak ciemno że nawet niektóre zaklęcia nie odnajdywały drogi do celu, część tej ciemności zajmowała zgarbiona postać. Nie wiadomo co skłoniło ją wtrącić się w potyczkę, w której na pierwszy rzut oka nie miała żadnego interesu. Ale stało się, pierścień który zazwyczaj nosiło się na palcu (chodź nie wiadomo dlaczego niziołki lubiły się w robieniu z niego wisiorków) dzierżył, a może w tym przypadku przygryzał wargami Gollum. 
Pierwszy Drow padł rażony kiedy miał już na jak widelcu stek z Aragorna, potem drugi stracił moc czym doprowadził to strat w swoich szeregach i raniony piorunem magicznego pierścienia nie uczestniczył przez pewien czas w walce. To spowodowało rozproszenie w szeregach, ataki choć bardziej agresywne, były również bardziej chaotyczne, nie miały już tej samej mocy. Ktoś zabrał nam ducha, ten ktoś znów skrył się w ciemnościach.
Mógłbym relacjonować minuta po minucie, co działo się jeszcze w tumanach kurzu, który mieszając się z ogniem tworzył połyskujące fajerwerki. Ale najważniejsze już się wydarzyło bo destrukcyjna siła pierścienia pozostawiła w duszy Drowa wirus, który zabijał nas od wewnątrz.
Stan po bitwie 7  martwych Drowów i 2 przeciwników.  
Wiem, że niektórzy wciąż liżą rany ale ich wysiłek i poświęcenie nie będzie zapomniane, póki jestem narratorem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz