Dziś na 19.15 zaplanowano mecz pomiędzy mrocznymi elfami i Sodą Polską w ramach 17 kolejki II Ligi TKKF Inowrocław. W pierwszej rundzie już od początku spotkania rywale "ustawili" sobie mecze, tym razem miało być inaczej. Pomimo sporych ubytków kadrowych na placu boju pojawiło się siedmiu Drowów: Adel, Lampi, Maniek Pyndzia, Rafis, Romek i miłościwie panujący w stowarzyszeniu ja.
Spotkanie zaczęło się od badania się stron. Raz jedni, raz drudzy próbowali stworzyć sobie dogodną sytuację strzelecką. Po około pięciu minutach Lampi wrzucił piłkę z autu w pole karne rywala wprost pod nogi Rafisa i .... GOOOOOOOOOOOOOOOOOOLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLL!!!! Szok i fantastyczna radość. Nie minęły trzy minuty i Rafis zagrywa mocno na długi słupek (głowy nie dam czy to było podanie czy strzał ;)), tam Lampi gubi obrońcę strzela i.... no cóż w piłce trza mieć trochu szczęścia :(. Niestety zanim piłka wpadła do bramki to po drodze trafiła Lampiego w rękę i sędzie gola nie uznał. W odpowiedzi Soda stworzyła sobie ze trzy dobre okazje na wyrównanie, ale pod naszą bramką łut szczęścia był po naszej stronie i kończyło się na rzutach rożnych bądź poprzeczce. Końcówka pierwszej połowy to już obrona Częstochowy w wykonaniu Drowów. Dobre cztery minuty nie mogliśmy wyjść z własnego pola karnego. Po kolejnym już rzucie rożnym kapitalną piłkę dostał Romciu i już wychodził na pozycję sam na sam, ale sędzia odgwizdał przerwę. Fakt, że przed naszym piłkarzem było 3/4 boiska do przebiegnięcia i nie należy on do sprinterów, ale nigdy się nie dowiemy jak zakończyłaby się ta akcja. W przerwie byłem tak rozanielony, że zażartowałem, iż my już swoje wygraliśmy i teraz Soda może strzelać bramki. Kurczę kiedyś mi się mocno oberwie za takie paplanie ;). W drugą połowę weszliśmy dobrze i przez kilka minut kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń na boisku. Po jednej z wielu dobrych akcji w defensywie wyszliśmy z kontrą 2 na 2 i kiedy wydawało się, że podwyższymy wynik to... szczęście nas całkiem opuściło. Nie dość, że nie zdobyliśmy gola to strata piłki spowodowała szybką zmianę sytuacji w drugą stronę. Co prawda udało nam się wybić piłkę na rzut rożny, ale... Kiedy ustawialiśmy się w obronie, Rafis dyrygował, podpowiadał i pokazywał jak mają się zachować koledzy, to rywal zagrał piłkę tak dla nas nieszczęśliwie, że ta uderzyła w rękę naszego libero :(. Chociaż instynkt mi mówił gdzie padnie strzał to mózg nie chciał go słuchać i po rzucie karnym mamy 1:1. To był potężny cios dla mrocznych elfów i wiatr w żagle dla chemików. Bardzo szybko, po akcji prawą stroną patrząc od naszej bramki, tracimy drugiego gola. Nie zdążyliśmy się na dobre otrząsnąć a tu wpadają bramki numer 3 i 4. Przy czwartej ewidentnie zawiniłem. Byłem w takim szoku po tym co się stało, że nawet nie wiedziałem gdzie jest bramka, której powinienem bronić. Myślę, że dopiero wtedy zaczęliśmy grać to co w pierwszej połowie. Stwarzaliśmy sobie sytuacje strzeleckie, ale brakowało nam skuteczności, zimnej krwi i trochę szczęścia. Oczywiście kawał roboty wykonał też goalkeeper Sody.
W sumie, pomimo wysokiego wyniku, zagraliśmy bardzo dobry mecz i każdy z obecnych może być zadowolony ze swojej postawy. Jeszcze raz dzięki panowie i do zobaczenia w przyszłym tygodniu :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz